18 stycznia 2015

Jak to się wszystko zaczęło?


Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy się cofnąć kilka lat wstecz i poznać trochę mnie i mojej historii ;)

Psami interesuję się odkąd pamiętam czyli od zawsze. Skąd się to wzięło - nie mam pojęcia, bo w domu psa nie było, był tylko u babci. O psa prosiłam kilka lat, aż się w końcu udało i trafił do nas Szafir. Jeszcze zanim miałam psa zaczęłam czytać książki o szkoleniu i o rasach - to mnie bardzo interesowało. Lubiłam uczyć Szafira różnych sztuczek i uwielbiałam poznawać nowe rasy, czytać o nich w gazetach i książkach, a jak nastała era internetu to przekopywałam najróżniejsze stronki www. Chłonęłam różne dziwne i długie nazwy ras jak gąbka (mimo, że nie umiałam ich prawidłowo przeczytać). Z czasem zaczęłam także odwiedzać wystawę w swoim własnym mieście tylko po to, aby oglądać psy i robić pamiątkowe zdjęcia ;)

Odkąd pamiętam interesowałam się najbardziej rasami mało znanymi, albo o nietuzinkowej urodzie. Uwielbiałam psy duże, masywne i "groźne". Jak tylko pierwszy raz zobaczyłam bulteriera, zawładnął mym sercem ;) I wiele, wiele lat marzyłam właśnie o bullu, namiętnie czytałam fora, miałam dwie książki o tej rasie, przeglądałam strony www, oglądałam ringi TTB na wystawach... już nawet szukałam odpowiedniej hodowli. W międzyczasie rozkochałam się w jeszcze jednej rasie - bardzo rzadkiej, pochodzącej z Azorów i poza nimi dość mało znanej - Cao de Fila de Sao Miguel. Jednakże sprowadzenie psa z wysp było dla mnie nieosiągalne, do tego mieszkanie w bloku raczej wyklucza posiadanie takiego psiaka ;) Dlatego Fila pozostał tylko w sferze marzeń, być może jakiejś odległej przyszłości, a miał być bull. I znów w międzyczasie zaczęłam wsiąkać w psie sporty, głównie w obedience, a obedience ciągle ewoluowało i stawało się coraz bardziej wymagające i trudne. I zaczęłam myśleć... Serce było przy bullu, a głowa mówiła, że to jednak chyba nie jest właściwy wybór. Ja lubię i ja wymagam, aby pies się słuchał... Ja chciałam, aby pies chciał być przy mnie i ze mną, a nie miał własny świat i swoje kredki (jak Szafciu). Chciałam psa, który będzie pojętny (Szafciu mnie rozpieścił szybkością uczenia się). Bałam się bullowych niszczycielskich zapędów o jakich się naczytałam. Bałam się terierowej upartości. Zaczęłam więc szukać rasy dla siebie.

Na jednym z psich for, których byłam użytkownikiem (akurat nie Polskie, a międzynarodowe) opisałam co chciałabym robić z przyszłym psem, jakie cechy chciałabym aby miał, jakie rasy mi się podobają itp. i co oni mogli by mi polecić. Zdania były różne, propozycje również, ale jedna z osób zaproponowała owczarka holenderskiego. Nie brałam go wcześniej za bardzo pod uwagę, bo w ogóle stroniłąm od owczarków wszelkiego typu, dopóki nie zrozumiałam, że to właśnie "owczarkowate" są w stanie spełnić moje wymagania. Kojarzyłam tylko, że holendry są pręgowane i to tyle. Sięgnęłam po jedną z książek, w której był krótki opis rasy i zdjęcie wszystkich trzech odmian. Opis krótki i lakoniczny, więc zasięgnęłam internetu i zaczęłam czytać, i oglądać. No i wpadłam. By dowiedzieć się więcej odnalazłam właścicieli "hienek" na Dogomanii (popularne forum o psach) i zaczęłam rozmawiać z jednym z nich. Teraz tym właścicielem, a właściwie właścicielką jest hodowczyni Avisa :) Rozmawiałam z nią mailowo jakieś 3 lata zanim hienolek trafił do nas. Po drodze ominął mnie pierwszy miot tej rasy w Polsce (jeszcze wówczas nie mogłam wziąć szczeniaka), ale czuję się niemal ciotką tych "maluchów", bo na bieżąco dostawałam ich zdjęcia i patrzyłam jak rosną :)  Przed kupnem własnej hieny pojechaliśmy z mężem do hodowcy, aby poznać te psy na żywo (sukę od której miałam wziąć szczeniaka i jej dwóch synów z pierwszego miotu), a jeszcze wcześniej poznaliśmy Eri biegającą agility i czeskiego psa na wystawie we Wrocławiu. Wakacje z holendrami minęły szybko, a chęć posiadania takiego psa nie wygasła i ponad pół roku później stałam się szczęśliwą posiadaczką małej hienki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz