1 kwietnia 2016

Drugi start za nami


 19 marca wzięliśmy z Aviskiem udział w drugich treningowych zawodach, tym razem w Zgierzu (pod Łodzią). To jakieś 3,5h jazdy od Zielonej Góry, a startowaliśmy jako czwarty team (a Aga z Django znów jako pierwsi), więc zdecydowałyśmy się wyjechać w piątek wieczorem, by przenocować w Zgierzu i rano wypoczęci (i my i psy) wystartować :) Zawody odbywały się na zewnątrz, na boisku - fajnie, bo to nowe doświadczenie dla nas. Dzień był pogodny aczkolwiek ziiimny, co łatwo wywnioskować po ubiorach.
Gdy zajechałyśmy rano na miejsce, jeszcze nikogo  nie było. Skorzystałyśmy, więc z okazji i weszłyśmy na murawę oswoić psiaki z miejscem. Avisek trochę napalił się na Djangowe zabawki i łypał wciąż na Agę, zamiast w pełni skupić się na mnie :P Tak poza tym było całkiem nieźle. Po krótkim zapoznaniu z miejscem zostawiłyśmy psiaki na odpoczynek i czekałyśmy na rozpoczęcie i odprawę. Na odprawie dowiedzieliśmy się, że z uwagi na małą liczbę osób do pomocy, uwagi nie będą wpisywane w karty ocen (nie miałby kto się tym zająć) i sędzina będzie komentować każde ćwiczenie osobno... Miałyśmy obawy co do tego, że rozwlecze to cały przebieg i "rozreguluje" psa. Tak też niestety było, moim zdaniem przebiegi trwały za długo i lepszy byłby ogólny komentarz na koniec, choć wiadomo, że pewne szczegóły mogłyby ulec zapomnieniu ;) Brakowało trochę atmosfery prawdziwych zawodów... stresowałam się zdecydowanie mniej niż poprzednio. Warunki dla pierwszych osób były trudne, niestety zaraz obok wyznaczonego ringu było boisko do plażowej piłki nożnej, gdzie ojciec z dziećmi akurat przyszedł pograć w piłkę (oczywiście miał do tego pełne prawo)... Aga startowała jako pierwsza i miała tego pecha, że musiała zostawić Django przy latającej tam i spowrotem piłce, co oczywiście zupełnie psa rozkojarzyło i nie utrzymał pozycji, zaważyło też niestety na całym jego starcie. Dopiero w trakcie bodajże drugiego startu ktoś z organizatorów pokusił się o grzeczne poproszenie Pana aby grał na drugą bramkę, oddaloną nieco bardziej od ringu, na co bez problemu przystał - nie można było tak od razu? ;) My z Aviniem mieliśmy więcej szczęścia, bo nikt już w piłkę podczas naszego startu nie grał. Mimo to, hienolec oczywiście nie został, tak jak się spodziewałam... Nie został też na przywołaniu. Zaliczyliśmy więc dwa zera, ale mimo wszystko zawody uznaję za udane, bo znów miał chęć do pracy i ładne skupienie! Wzorowo wręcz przeszedł socjalizację, aż byłam w szoku :) Skoczył przeszkodę! Zresztą miał bardzo ładne punkty z ćwiczeń, które wykonał, podobał się sędzinie i osobom postronnym. Potrzeba jeszcze paru szlifów, ale jak na to co pracujemy... (no przyznaję się bez bicia, że przed zawodami niewiele było robione :P) to jest fajnie. Nieoszlifowany diament, powinien mieć bardziej ambitnego i pracowitego przewodnika, ale musi bujać się z mną :P


SOCJALIZACJA 9,5/10pkt
0,5 obcięte za trzymanie smyczy zbyt krótko...

ZOSTAWANIE 0/10pkt
No cóż, nim dobrze odeszłam na miejsce, już słyszałam tętent psich stópek za sobą :P

CHODZENIE PRZY NODZE NA/BEZ SMYCZY 8/10pkt x2
Znów ocenione tak samo, więc opis wspólny. Problemy te same co zawsze - podskoki, nachodzenie na mnie, krzywienie zadu na zewnątrz. Pochwała za ładne skupienie i zaangażowanie :)

PRZYWOŁANIE 0/10pkt
Ta sama sytuacja co w zostawaniu, odwracam się, a pies już leci. Dostawił się pięknie z tego co pamiętam... szkoda tylko, że nie poczekał na komendę :P

APORT 9,5/10pkt
Z tego co pamiętam zwrócono uwagę na niepewne podjęcie... Ogólnie moim zdaniem mógłby mieć lepsze tempo ;) Ale ważne, że nie pobiegł po niego sam.

SKOK PRZEZ PRZESZKODĘ 9/10pkt
Nie mam pojęcia za co mamy obcięte... nie pamiętam. Dla mnie ważne jest, że przeskoczył! Dość mocno mu pomogłam... ale wydaje mi się, że w dozwolonym, dla klasy "0", zakresie.

ZMIANY POZYCJI 9/10pkt
Oj... tutaj pieso już mi się rozkojarzył tym co wokół i zrobił zarówno warowanie jak i siad "na raty"... Ale nie pomagałam już rękoma i mimo rozkojarzenia zrobił na pierwszą komendę, więc jest dobrze.

SUMA: 70,5 (bdb)
Punkty niestety nie zostały podliczone, zrobiłam to sobie sama :P Nie było lokat, to nie wiem, na którym miejscu byśmy się uplasowali. Trochę szkoda!


Morał z tego taki, że Avis potrafi się skupić i pracować, i robi to chętnie, natomiast czeka nas teraz głównie praca nad zostawaniem w trudniejszych warunkach, bo się jakiś maminsynek z niego zrobił ;)

Myślę, że następne będą już zawody oficjalne...

A na koniec filmik z przebiegu:

6 marca 2016

Pierwsze koty za płoty

W końcu, po dwóch latach, zaliczyliśmy pierwszy start na zawodach obedience z Aviniem. Niektórzy w tym wieku mają już "trójkę", a my debiutowaliśmy w "zerówkach" :P Ale jak to mówią - "co się odwlecze to nie uciecze" ;) Były to zawody treningowe, więc z możliwością nagradzania między ćwiczeniami i możliwością modyfikowania samych ćwiczeń, jeśli ktoś miał taką potrzebę. My nic nie modyfikowaliśmy, chciałam przejść normalny, regularny start, bo teoretycznie wszystko było "zrobione" (w sensie, ćwiczenia wyuczone). Głównymi naszymi problemami jest zostawanie (nie zawsze pies chce zostać), nie posiadanie własnej przeszkody, więc rzadko ją trenujemy, podgryzanie aportu podczas dostawiania się, obijanie się o moje udo podczas chodzenia przy nodze, a co za tym idzie krzywienie zadu na zewnątrz. Przed zawodami na treningu wyszło jeszcze wybieganie po aport przed komendą... wcześniej tego nie było, ale jak widać na każdego przychodzi pora zgadywania ćwiczenia i niechęć czekania na oczywiste polecenie :P
To czego najbardziej się bałam jadąc na zawody, to braku psa :) Było już opisywane wielokrotnie, że mamy problem ze skupieniem i przede wszystkim zabawą w nowych miejscach. Może nie tyle nowych i spokojnych, co nowych i trudnych (dużo ludzi, dużo psów, hałas etc.). Do tego hala - coś czego Avis na oczy nie widział ;) Nie miałam pojęcia jak zareaguje, jak będzie się zachowywał... I tu pełne zaskoczenie! O ile na początku zachowywał się całkiem standardowo, czyli po przyjeździe w nowe miejsce podjarany, zainteresowany tym co wokoło, ciągnący na smyczy jak parowóz, na samą halę też mnie po prostu normalnie, regularnie WCIĄGNĄŁ :P To potem było już zdecydowanie lepiej, ale od początku.
Po zajechaniu na miejsce lekkie zapoznanie terenu wokół, miałyśmy trochę czasu, więc przeszłyśmy się z psami na potrzeby fizjologiczne. Później psiaki zostały w aucie, a my się zarejestrowałysmy i wylosowałyśmy numerki. Każda z nas (a jechała nas czwórka - Ja+Avis, Asia+Amisza, Aga+Django i Iwona+Paco) liczyła na jakieś wczesne numery co by psy za długo nie siedziały w autach, a nas nie zeżarł stres... Tylko Aga miała szczęście w losowaniu (nr 3), my z Aviskiem 11, Iwona 17, Asia 19 (jeśli dobrze pamiętam?). Zostałyśmy na hali obejrzeć Agę z Django, którzy zaliczyli przepiękny, debiutancki start! Co tu dużo gadać? Smark ma dopiero 10mies, a WYGRAŁ klasę "0" :) GRATULACJE po ran N-ty - jak wyczytywali miejsca podiumowe i już wiedziałam, że to oni staną na najwyższym, to aż mi się płakać chciało, oczywiście z radości, cieszyłam się prawie jakbym sama wygrała! No, ale to o nas wpis miał być :D
Obejrzałam kilka startów i tak na 7-mym czy 8-mym psie wyszłam po Aviska, jeszcze go odsikać i potem rozgrzać do działania :) Rozgrzewaliśmy się przed halą i szło jako-tako, pies był skupiony, bawił się, pewnie byłoby lepiej gdybym to ja sama nie była już zestresowana :P Zostałam zawołana przez dziewczyny, bo po zostawaniu 10-go psa wchodziłam na "ring przygotowawczy". I tam też, mimo, że pies na halę mnie wciągnął, to był naprawdę całkiem ogarnięty! Byłam zadowolona, do czasu aż na stoisku z zabawkami ktoś nacisnął piszczałkę... i już Avis załapał schizę, że to jego zabawka "umiera" i nie chciał jej wziąć do pyska i się nią bawić! (co ciekawe kiedyś miał piszczącą kurę... i mamy jedną piszczącą zabawkę na amortyzatorze, ale faktycznie dawno jej nie używaliśmy). Pomyślałam sobie, że już mam pozamiatane... Starałam się go rozbawić, przekonać do ulubionego futra i ukochanej "planetki" (którą specjalnie na tą okazję kupiłam, choć potem zorientowałam się, że najlepsze jednak będzie futro, bo go mocno nakręca). Miałam ze sobą jedzenie, ale używałam tylko przed startem, w trakcie nie chciałam ryzykować, bo po drugim upuszczeniu byłaby dyskwalifikacja, a ja zawsze gubię żarcie :P A jak nie ja, to Avis się krztusi i nim pluje...
Przyszła w końcu kolej na nas, więc stres się wzmaga, choć staram się myśleć pozytywnie i się uspokajać :) Pies jest przy mnie, mózg funkcjonuje, więc jesteśmy na dobrej drodze. Wychodzimy na ring:

SOCJALIZACJA (9,5/10pkt)
0,5 obcięte za dodatkową komendę. Bałam się tej socjalizacji trochę, bo on lubi się witać :P Podchodził ładnie przy nodze, ale w ostatnim momencie jednak musiał wyskoczyć i niuchnąć sędzinę, stąd dodatkowa komenda by usiadł przy nodze. Sędzina się wita, on siedzi grzeczenie, tylko zamerdał ogonkiem, sędzina obchodzi dookoła, jest lekka konsternacja, ale wysiedział! Jestem mega zadowolona, cieszę się i staram się rozbawić psa futrem, jak się spodziewałam, Avis nie bardzo chce je chwytać... Ale nie zrażam się, tylko mówiąc "aa moje!" chowam szybko do kieszeni (to go nakręca).

ZOSTAWANIE 1min (8,5/10pkt)
To czego bałam się chyba najbardziej! Byłam niemal przekonana, że zerwie, bo ostatnio miał duże problemy z tym ćwiczeniem :/ Stałam tam, tyłem do niego, serce wyskakiwało z klatki piersiowej, starałam się uspokoić tętno głębokimi oddechami. Najdłuższa minuta na świecie - wszyscy twierdzą tak samo :) Czekałam tylko aż każą mi podejść do psa, bo wstał. I po najdłuższej minucie w życiu usłyszałam tylko "proszę podejść do psa", odwracam się, a on LEŻY! Jeszcze się ćwiczenie nie kończy, jeszcze paskud może wstać jak będę wracała, albo jak stanę obok, ale wyleżał! Punkty obcięte za niepokój i jęczenie, ale najważniejsze jest, że mimo trudności, został. MEGA zadowlona, MEGA nagroda i mamy to, Avis się szarpie futrem jak szalony, do tego stopnia, że nie chce go puścić :) Wiedziałam już, że pies jest MÓJ.

CHODZENIE PRZY NODZE NA SMYCZY/BEZ SMYCZY 2x(9/10pkt)
Ocenione tak samo, błędy te same, to opiszę w jednym. Lekko gubił kontakt, ale i tak szedł pięknie, jak dla mnie :) Przy pierwszym chodzeniu (na smyczy) poszło gorzej, bo idąc w stronę okien się rozproszył, jakieś wąchanie się włączyło lekkie, myślę, że stresik. Ale był podjarany i starał się, piękne miał zatrzymania w środku "zetki". Największym błędem, był mój błąd ludzki, a więc zawracanie po łuku :P Ja nie wiem czemu tak poszłam... już wiem, że tak się nie idzie :P Musimy robić dłuższe chodzenia, i więcej trudniejszych warunków, trochę go odkleić od uda. Jak jest podjarany to też lubi mnie łapać za bluzę/kieszenie co też mi robił na zawodach i musiałam mocniej wcisnąć zabawkę, bo bałam się, że ją sobie wyciągnie z kieszeni :P

PRZYWOŁANIE (5/10pkt)
Menda ruszył bez komendy, ale i tak się obawiałam, że w ogóle nie zostanie... Jednak za dużo zostawania jak na jeden raz, wytrzymał minutę, nie wytrzymał do przywołania ;) Trzeba ćwiczyć!

PRZESZKODA (0/10pkt)
Mało ćwiczona, zrobiona w parę lekcji, więc co tu się dziwić, że nie wyszła?

APORT (9,5/10pkt)
Prędkość taka sobie, ale też wyrzut niezbyt daleki. Na dworze Avis rozwija lepsze prędkości do aportu, we wnętrzach ma jakieś opory... Choć myślę, że też powodem może być wcześniejsza nieudana przeszkoda, do której niepotrzebnie podchodziłam kilka razy z nadzieją, że ją zrobi :P
Co istotne jednak, to to,że nie wybiegł mi przed komendą! Oczywiście przy dostawianiu się musiał podgryzać... i za to obcięte 0,5pkt.

ZMIANY POZYCJI (9,5/10pkt)
Obcięto nam za duże gesty :) Ale lepsze 0,5 za machanie łapami niż jakaś większa ilość za powtórzone komendy... Postanowiłam maksymalnie psu pomagać podczas tego debiutu i tak też starałam się robić.

WRAŻENIE OGÓLNE (9,5/10pkt)
No cóż, cieszę się, że sprawiliśmy tak pozytywne wrażenie, choć był to nasz "dziewiczy rejs" :P

SUMA: 78,5/100pkt (oc. bardzo dobra, lok. 10/21)

Tylko 1,5pkt dzieliło nas od oceny doskonałej! Jestem szalenie DUMNA z Avinia i zdecydowanie nabrałam wiatru w żagle i więcej zaufania do pręgowanej hieny.


A przed nami kolejne treningowe zawody już niebawem, więc oczekujcie kolejnego wpisu za jakieś 2-3 tyg :P

6 stycznia 2016

Rok do roku i już są DWA!

Aż się wierzyć nie chce kiedy to zleciało i.... że tak długo nie pisałam! Ostatni raz naskrobałam post o roczku, a teraz? Minęły już dwa! Wstyd i hańba... no, ale co poradzić ;) Miał być post z filmikami, miał być nawet o agilitach, po naszym pierwszym seminarium z Marią Pajzderską... Byłam tak podjarana, filmik zmontowany, zdjęcia... I jedyne czego zabrakło to czasu i motywacji... No dobra, może tylko motywacji, albo kopniaka w doopsko, bo czas to tylko wymówka - przecież mamy czas na to, na co chcemy go mieć - prawda??
Rok 2015 zleciał szybko i jakoś tak... leniwie. No wstyd się przyznać, ale ani się za wiele nie udzielaliśmy, ani wiele do przodu chyba nie poszliśmy... przynajmniej nie tyle ile powinniśmy! Ja się chyba nigdy nie zmienię... ale obiecuję, że staram się i pracuję nad sobą... mam nadzieję, że w tym roku wreszcie ruszę się, zbieram motywację i nawet jesteśmy zapisani na treningowe zawody obedience - tak! Czas najwyższy...

Coś tam się jednak działo i czas przypomnieć sobie, jak wyglądał rok 2015.

Od ostatniego wpisu, jak już napomknęłam, braliśmy udział w seminarium z Marysią i skakaliśmy agilitki, byłam bardzo zadowolona z Aviska, bo bez doświadczenia praktycznie żadnego, robiliśmy naprawdę trudne sekwencje i nawet wychodziło (jak ja dobrze prowadziłam psa). Na agilitkach dobrze zrozumiałam, jak wiele zależy od przewodnika i jak wiele czynników wpływa na zachowanie psa. Jak bardzo czyta on mowę naszego ciała. To się niby wie... ale to trzeba przeżyć. Muszę się wieeele nauczyć, zwłaszcza panować nad swoim ciałem i umysłem. A dla takiego nieogara jak ja - nie jest to łatwe. Pieseczek taki mądrutki, a Pańcia? Ekhm... może obejrzyjcie filmik ;)

Co tu dużo gadać, byłam mega dumna ze smarka (z siebie mniej) i planowałam regularnie z Marysią trenować, bo była taka szansa u nas w szkole, ale niestety... Pewnego dnia na spacerze Avis przeciął sobie opuszek i to na tyle poważnie, że pojechaliśmy do weta i okazało się, że trzeba go zszyć... Szycie nie przebiegło dobrze, bo pies nie był wystarczająco "ogłuszony Jaśkiem" i przeżył to bardzo, bardzo dotkliwie... Na tyle, że był problem potem ze zmianą opatrunków (warczał i nie dawał sobie przy łapie grzebać), łapa goiła się strasznie dłuuugo, chyba ze trzy miesiące zanim się to wszystko faktycznie zasklepiło na amen. Avisek przestał lubić wetów i nawet zaszczepić się nie chciał dać (potrzebny był kaganiec i mocne trzymanie)... A wcześniej był takim bezproblemowym psem!

Po tej przerwie gdzie nie mogłam go za bardzo forsować odechciało mi się wszystkiego, motywacja spadła i byłam bliska rezygnacji z trenowania i startowania kiedykolwiek. Mimo to w poszukiwaniu tego co utraciłam pojechałam wraz z Agą w lipcu na seminarium obedience z Marią Brandel. Pooglądałam, popatrzyłam na psy i różne problemy, no każdy jakieś ma, każdy zmaga się z czymś innym, a jednak prą do przodu :) Może nie bezpośrednio po semi, ale jakoś w tak zwanym międzyczasie, niedawno, odzyskałam swoją motywację, odzyskałam wiarę w psa, po prostu zrozumiałam, że Avis jest świetny, a problem leży tylko i wyłącznie we mnie... I teraz czas na rozwiązywanie swoich problemów i mam nadzieję, że ten rok choć w jakimś sensie wreszcie będzie przełomowy. Potrzebujemy dużo pracy w rozproszeniach i muszę się wreszcie za to zabrać, bo to najbardziej kuleje. Avis jest bardzo nastawiony na środowisko, w nowych miejscach nie czuje się komfortowo, zwłaszcza na smyczy, inaczej jest, jeśli może biegać wolno, ale nie wszędzie przecież mogę psa spuścić...

We wrześniu nasza trenerka zorganizowała Psiomaniacki wyjazd nad jeziorko do Bronkowa - było dużo zabaw, konkursów z nagrodami i ognisko :) Startowaliśmy w Rally-Obedience wygrywając I miejsce, w agility (tu za duży chaos, żeby załapać się na podium) i bieg do przewodnika na czas wśród zabawek i smakołyków (chyba mieliśmy 2 albo 3 miejsce, ale nie pamiętam dokładnie) :) Avis na wyjeździe zachowywał się super i byłam z niego bardzo zadowolona. To właśnie po nim na nowo uwierzyłam w nasze możliwości.

Ale klimat wyjazdu najlepiej odda filmik:


Natomiast w październiku w Pastuszkowie odbył się I Zlot Holendrów z hodowli Per-Bene. Strasznie miło było zobaczyć znajome twarze i poznać na żywo tych, których znałam tylko z Facebook'a. No i zobaczyć na żywo Avisowe rodzeństwo! Było nas sporo, aczkolwiek nie wszyscy. Z miotu A zjawiło się (wraz z nami) 5 z 11 psiaków + 2 z poprzedniego i matka rodzicielka :) 

Od lewej: Avis, Amidala (w domu Cleo), Itske, Therru, Tara, Aziz, Arwena i Achaja ze swoimi człowiekami ;)

Motywem przewodnim Zlotu było oczywiście pasienie owiec - każdy zaliczył swój trening, niektórzy pierwszy raz w życiu. Niektóre psiaki były z początku trochę nieśmiałe do owiec, bo przecież ganianie zwierząt jest zabronione i karane ;) Ale każdy instynkt pasterski ma, jak na holendra przystało i radziły sobie super. Avisek w akcji poniżej:





I to jeszcze nie koniec wyjazdów. Wraz z ekipą BeSTeam'u (naszej grupy szkoleniowej)  braliśmy udział w kolejnym Psiomaniackim wypadzie - tak nam się spodobał wyjazd do Bronkowa, że postanowiliśmy zorganizować wspólnego Sylwestra! Pojechaliśmy do Wambierzyc, spacerowaliśmy po Parku Narodowym i byliśmy z psami w Błędnych Skałach :)





A gdzieś tam pomiędzy tym wszystkim zdarzało nam się socjalizować w mieście z Asią i Amiszką:


I trenować:


A teraz zobaczymy co przyniesie nam nowy rok. Czas rozpocząć poważniejsze przygotowania do zawodów, tych treningowych i pewnie jakiś oficjalnych - czas zaliczyć wreszcie "zerówkę"... albo PT1. Należałoby również pomyśleć o wystawach, mamy Młodzieżowego Championa Polski - czas postarać się o dorosłego i uprawnienia hodowlane :)