28 marca 2015

To już ROK!


Dokładnie 2-go marca minął rok jak Avis jest z nami :) A wcześniej - 3 stycznia - miał pierwsze urodziny! Czas, więc na jakieś małe podsumowanko.

Przez ten rok nauczyliśmy się żyć ze sobą i przywiązałam się do drania tak, że nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wrósł w rodzinę jakby był z nami od zawsze. Rozumiem też już, dlaczego ludzie tak cenią sobie owczarki - to jednak trochę inny wymiar psa ;) A przynajmniej w porównaniu do mojego Szafcia (którego też kocham nad życie - żeby nie było!).

WYCHOWANIE CYWILNE - z posłuszeństwem jako takim nigdy nie mieliśmy problemu - Avisek zawsze się słuchał i przychodził na zawołanie. Wyjątkiem są obecnie sytuacje zwietrzenia zwierzyny. Niestety, ale holendry mają silny instynkt myśliwski :/ Póki co ucieczki za zwierzyną są krótkie, ale pracujemy nad tym, aby je zlikwidować. Coraz lepiej też wychodzi ignorowanie ludzi. Obcy mijani w większej odległości już nie wzbudzają zainteresowania, mijani bardzo blisko wywołują różne reakcje - czasem są ignorowani, a czasem Avis chce się witać - nie wiem od czego to zależy :P Znajomi ludzie są niestety kochani bardzo i z nimi TRZEBA się przywitać, jeśli się do nich zbliży :P Cały czas do przepracowania. Nie zaobserwowałam w ciągu tego roku żadnych reakcji wrogich. To samo tyczy się psów - nieznane, zwłaszcza przy kontroli z mojej strony, są mijane neutralnie, znajome są różnicowane - te z którymi świetnie się bawi są niestety bardzo atrakcyjne i do nich dąży bardzo, natomiast te, z którymi się nie bawi, albo ma mały kontakt, również jesteśmy w stanie ignorować. Reakcje wrogie zdarzały nam się w przypadku psów na smyczy jako pierwszych wrogo nastawionych, natomiast przy odpowiedniej i szybkiej reakcji z mojej strony, Avis szybko się uspokaja :)

W DOMU - Avis jest generalnie spokojny, choć lubi sobie trochę pomarudzić jak mu się nudzi ;) Łazi wtedy, kręci się i smęci... Nie ma jednak problemu z zostawaniem samemu, gdy wychodziliśmy był zamykany w kennelu, przyzwyczaił się do niego do tego stopnia, że gdy tylko się ubieram, a on uznaje, że go nie zabieram - sam wchodzi do klatki ;) Obecnie zaczynamy go pomału zostawiać luzem - póki co wszystko zostaje nietknięte ;) Biegnie do klatki także wtedy, gdy ktoś dzwoni do drzwi (bo zazwyczaj był do niej wysyłany, by nie wpadał na przybysza) ;) Na polecenie zostaje też w klatce (otwartej) gdy przychodzi ktoś na chwilę (np. kurier, poczta itp.). Potrafi spać spokojnie nawet w drugim pokoju, na posłanku lub w kennelu, ale też często lubi być blisko człowieka i uczestniczy w krzątaninie kuchennej lub w łazience, gdy szykuję się do pracy ;) Uwielbia mizianki i chętinie rozdaje buziaczki, stoi spokojnie podczas czynności pielęgnacyjnych (czesanie, czyszczenie uszu, usuwanie kleszczy itp.)

SZKOLENIE - pracujemy głównie nad klasą 0 obedience, ale też przerabiamy elementy z wyższych klas. Prócz obedience liznęliśmy trochę agility oraz bikejoringu (to drugie akurat nie ze mną, a z mężem), no i oczywiście parę sztuczek ;) Miałam zamiar pokazać filmiki nakręcone w ciągu tego roku, ale to może jednak dodam w osobnym poście ;)

Na koniec takie tam podsumowanka:

BILANS STRAT - obawiałam się, że będzie tego dużo, ale jednak klatka to wspaniała rzecz! Jedyne rzeczy, które uszkodziła Avisowa mordka to:
- bielizna
- ładowarka od telefonu (odgryzł końcówkę)
- klapek (nadgryzł piętkę)
- trzy posłanka
- pilot od LEDów (żyje, ale jest pokiereszowany)
- plastikowa miska (i to dosłownie parę dni temu! Avis lubi obgryzać butelki i kubeczki po jogurtach/serkach stąd pewnie uznał, że miska również jest do zabawy :P)
To by chyba było na tyle ;)

BILANS ZYSKÓW - co od Avisa otrzymałam:
- zadrapania (od pazurów i zębów)
- siniaki

WYCIECZKI - czyli miejsca, które Aviś odwiedził:
- Łukęcin
- Bieszczady
- Berlin

NAUKA - seminaria/treningi, w których Vinio uczestniczył:
- szkolenia w KPT - regularnie uczęszczamy do grupy sportowej obedience
- semi obedience z Jagną Nowotarską
- semi obedience z Magdaleną Łęczycką
- praca przy owcach w Pastuszkowie

WYSTAWY - gdzie Avisek godnie reprezentował swoją rasę:
- Gorzów Wlkp (krajowa) - klasa szczeniąt - oc. WO
- Poznań (międzynarodowa) x2 - klasa młodzieży - oc. doskonała (x2), Zwyc. Młodzieży (x2), Mł. Zwyc. Polski, BOB (x2)
- Głogów (krajowa) - klasa młodzieży - oc. doskonała, Zwyc. Młodzieży, BOB
Tym samym zdobyliśmy kwalifikacje do Młodzieżowego Championa Polski - wysłaliśmy wniosek i czekamy na oficjalne przyznanie tytułu :)

To by było na tyle - długo nie pisałam, ale za to nadrobiłam z nawiązką :P



20 lutego 2015

Szczeniak przy starym psie


Być może ktoś z Was też stoi przed takim dylematem - warto czy nie? Da się zrobić czy nie? Raczej nie odpowiem wprost na takie pytania, bo każdy pies jest inny, sytuacja w domu/rodzinie też... Zbyt dużo czynników się składa na powodzenie czy nie powodzenie, ale opowiem, jak to było u nas ;)

U nas "stary pies" oznaczało naprawdę starego psa. To nie 8, nie 10 ani 12... To ponad 15 lat! Nie dość, że Szafir miał 15 lat, to jeszcze jest stosunkowo małym psem (w porównaniu do OH)... Na dodatek psem delikatnym (nie psychicznie może, ale fizycznie), psem jedynakiem przez te wszystkie lata, oczkiem w głowie Pańci... Psem, który nie był nigdy agresywny do innych, ale też nie czującym się w ich towarzystwie komfortowo... A nawet często dostającym bęcki z niewyjaśnionych przyczyn... Trochę taka ofiara losu ;) Powąchać się i iść dalej, nie było mowy o zabawie, o jakimś dotykaniu itp... To psi indywidualista ;)

Wiedziałam, że łatwo nie będzie, bałam się, pisałam, pytałam, radziłam się... ale praktycznie każdy mówił, żeby się nie przejmować i brać ;) Że się ułoży, że psy się przyzwyczają itp. itd. No i decyzja zapadła... bo bardzo chciałam mieć tego psa, jak bym wtedy nie wzięła Avisa, to zapewne do dziś nie miałabym holendra. No i przyjechała, mała pirania.

Jak już pisałam wcześniej - nie mam domku, nie mam ogródka - mieszkam w bloku, w mieszkaniu dwupokojowym, na trzecim piętrze, bez windy. Jeśli jesteś w podobnej sytuacji - dobrze się zastanów ;) Początki były STRASZNE. Nie przesadzam. Dla mnie to był koszmar. Pierwszy dzień, maluch był jeszcze zagubiony, zmęczony po podróży, więc wydawało się lajtowo. Jednak już drugiego dnia poznałam, co to jest mieć piranię w domu. W ciągu dnia było znośnie, owszem dużo latania na dwór, raz z jednym, raz z drugim psem, upierdliwe, ale byłam na to przygotowana. Jednak wieczorami w Avisa wstępował jakiś potwór ;) Zawsze wtedy jakoś bardziej rozpierała go energia, zaczepiał Szafira, który nie miał siły się bronić i pokazać młodemu gdzie jego miejsce. I dużo gryzł... i to nie meble, o które strasznie się bałam, tylko nas. Zresztą pisałam o tym. Próbowałam go przekierowywać na zabawki, przytrzymywać, podwijać wargi do przygryzienia siebie samego, wkładać piąstki, podkładać mu własne łapy, robić chwyt kagańcowy i co tylko... większość prób "siłowych" tylko go wkurzała i nakręcała - mściwa to bestia jest, po dziś dzień ;)

Na początku wspólne spacery również były koszmarem, bo Avis uważał, że Szafcio jest świetnym kompanem do ostrych zabaw - skakał bo nim i gryzł, ale tak napastliwie, jak w transie. Potrafił go nawet przewrócić. I nie reagował na nic. Kiedy przeginał pałę, sprowadzałam go na ziemię, jak suka, za fraki, na glebę, z ostrym "NIE!". Po kilku takich akcjach się ogarnął. Owszem, zdarzały mu się przyczajki i szarże na bidula, ale "NIE" wystarczało. Z wiekiem zaniechał takich wyskoków, ale trwało to dość długo nim się uspokoił zupełnie.

To ciągłe pilnowanie, aby Szafir miał spokój, żeby mebli/ścian/framug nie ruszył, żeby nas nie gryzł, żeby w porę go wyprowadzić, pobudki na siku w ciągu nocy itd. wykańczało mnie ;) Jak przy małym dziecku (nie mam dzieci i też dlatego właśnie póki co nie planuję :P). Starszego psa było mi bardzo szkoda i łapały mnie chwile zwątpienia, czy aby na pewno dobrze zrobiłam. Co innego jak ma się psa dużego i silnego, który szczeniaka potrafi ustawić sam. Tutaj ja musiałam wkraczać i pokazywać młodemu, co mu wolno, a czego nie. W dodatku Szafir był bardzo przewrażliwiony na punkcie małej piranii i samo przejście szczeniaka obok wywoływało w nim paniczne zrywanie się na równe nogi. Pękało mi serce na taki widok. Mogłam tylko z zazdrością oglądać jak inne szczeniaki z miotu śpią ze swoimi starszymi wujkami i ciotkami we wspólnych posłankach, wtulone... Tutaj nie było (i nadal zresztą nie ma) takiej opcji.

Sporo czasu to trwało, ja myślałam, że to nigdy nie nastąpi, ale gdzieś jednak po drodze, siłą rzeczy, naturalnie, psy się przyzwyczaiły do siebie. Avis troszkę spoważniał z wiekiem i przestał zaczepiać Szafirka, a Szafir przestał się go wreszcie bać. Chodzą teraz jeden obok drugiego, jeden między drugim gdzieś tam po posłaniach przechodzą i nie powoduje to już panicznego zrywania się. Szafir wręcz bezczelnie czasem podchodzi, kiedy Avis je coś dobrego i w zależności od tego jak bardzo wartościowa jest zdobycz, zdarzają się groźne powarkiwania smarkacza. I muszę pilnować w drugą stronę teraz i Szafciowi pokazywać pewne granice, których on absolutnie nie rozumie ;)

Co się nadenerwowałam, nastresowałam, narozpaczałam - to moje. Ale było - minęło. Niemożliwe stało się możliwe i nie żałuję tej decyzji.

Choć nadal życie z psem młodym i aktywnym dzielone z psem starszym i mało aktywnym, nie jest łatwe. Nierzadko robię podwójne spacery - krótki dla starszego i dłuższy dla młodszego. Gdy zabieram obydwa, zazwyczaj nie idę daleko, ale ćwiczę z Avisem, a Szafir w tym czasie kręci się gdzieś nieopodal i przeszkadza ;) Posiadanie dwóch tak różnych psów wymaga poświęcenia większej ilości czasu na spacery. Zwłaszcza, że starszy też zaczyna potrzebować coraz częstszych spacerków...

23 stycznia 2015

Trudne początki


Byłam przygotowana na tego psa, czytałam, oglądałam, jeździłam na seminaria... Wiedziałam, że nie będzie lekko. Mały szczeniak przy starym psie (15,5 roku!), w bloku na 3-cim (i ostatnim) piętrze, bez windy, mieszkanie jeszcze pachnące nowością... Ale wiedzieć, a doświadczyć to dwie różne sprawy. Mimo pełnej (tak mi się wydawało) świadomości - miałam chwile załamania ;) Najgorsze były pierwsze dni... a właściwie tygodnie.

Był marzec, dni jeszcze dość krótkie, no i zimno. Pobudki na nocne siku nie należą do najprzyjemniejszych, zwłaszcza gdy trzeba się ubrać, zejść trzy piętra, wyjść na zimno, wejść trzy piętra... Maluch rozbudzony, w pełni sił, chętny do zabawy, a nie do ponownego snu ;)

Gdy Avis trafił do nas wzięłam dwa tygodnie wolnego (przy mojej śmieciowej umowie bezpłatnego rzecz jasna...), żeby malucha wdrożyć w życie i pomału uczyć czystości. Nie było jakiegoś specjalnego zapoznawania się psów ze sobą, w sumie wrzutka na głęboką wodę. Szafir był pod opieką rodziców, gdy jechaliśmy po malucha. Wracając musieliśmy Szafira odebrać, prosto z trasy pojechaliśmy po niego. Po prostu postawiliśmy szczeniaczka na podłogę :P Mogłam sobie na to pozwolić, bo wiedziałam, że Szafir nic mu nie zrobi, raczej bałam się o staruszka, aniżeli o Avisa... Maluch chciał się bawić, ani trochę nie był ostrożny, ani delikatny, Szafciu się opędzał, a my tylko pilnowaliśmy, żeby pirania za bardzo go nie męczyła.

Już u hodowcy poznał klatkę (nie był tam zamykany, ale mógł wchodzić, spać z rodzeństwem itp.), także z tym nie było problemu. Nie wiedziałam, jak szczeniak będzie się zachowywał będąc w niej zamknięty jakiś czas, ale na szczęście wszystko poszło gładko. Początkowo zamykałam go na parę minut gdy szłam z Szafirem na spacer, pierwszy taki raz nagrałam na telefonie - zero marudzenia, położył się i czekał ;) Zamykany był też na noc, żeby nie sikał gdzie popadnie i nie rozrabiał. Budził się w środku nocy, piszczał, wstawałam i wychodziłam na siku, a potem z powrotem. I tu przeważnie zaczynał się problem, bo mały nie chciał spać, jednak ignorowany uspokajał się po jakimś czasie i zasypiał. Pobudki z reguły były koło 1-2:00 w nocy, a potem koło 5-6:00 rano, więc nie muszę mówić, że nie bardzo się wysypiałam :P

Nauka czystości... ambitnie zakupiłam sobie podkłady, Aviś niby znał podkłady, bo psiaki miały je u hodowcy i nawet zdarzało im się korzystać, mimo to była to nasza kompletna porażka. Avis sikał wszędzie, tylko nie na podkłady, nie pomagało lekkie przybrudzenie podkładu siuśkami... nawet położone w miejscu gdzie lubił sikać (przy drzwiach balkonowych) nie zdawały za bardzo egzaminu. Może kilka razy udało mi się go naprowadzić na sikanie na podkład, ale mimo nagradzania nie pomagało... Potrafił się zsikać obok... byle nie na podkład - dałam za wygraną. Starałam się wynosić małego jak najczęściej się dało na zewnątrz. Jakby Avisowych siuśków było mało, Szafir też czasami dokładał swoje dwa grosze. Zdarzało się, że ścierałam jedną kałużę i miałam następną. Nie muszę chyba mówić jakie to wkurzające i dołujące? Ręce opadają.


Krokodyl tudzież pirania to ksywki stosowane wobec młodego do dziś. Mega gryzoń to był, na początku myślałam sobie - "no gryzie, jak to szczeniaczek, normalka" - jednakże on wychodził ponad przeciętną, zdecydowanie. Dłuuugo walczyłam z jego gryzieniem, dostawał wieczorami takich napadów, gryzł i gryzł, i nie dało się uspokoić jakimś przytrzymaniem, wkładaniem palców, piąstek... powodowanie przygryzania sobie warg itp... nic z tych rzeczy - wściekał się jeszcze bardziej! To nie było jakieś gryzienie agresywne, tylko taki jego rodzaj zabawy... ale mało przyjemny dla nas. Byłam pogryziona i podrapana tak jakbym w domu miała kota, a nie psa. Pisałam, radziłam się różnych osób, pytałam, różnych metod próbowałam, wydawało mi się, że to się nigdy nie skończy. Nie mogłam się położyć obok na podłodze, ba! nie mogliśmy spokojnie leżeć na kanapie czy łóżku, bo wskakiwał na nas łapami, drapiąc przy tym twarz i oczywiście chciał gryźć... To był koszmar - serio. To najbardziej zszargało moje nerwy. Ale jakoś się udało, długo to trwało, sama nie wiem ile, ale pomału, pomału się to wyciszało, pomogło ignorowanie (czyli jak zabawa stawała się zbyt napastliwa, to był koniec), a z czasem także UPSowanie (na hasło "UPS!" pies był zaprowadzany za karę do klatki na kilka minut). Wydaje mi się, że to właśnie UPSy zrobiły przełom i zadziałały najlepiej, a nie było ich wiele.

Avisek jako szczeniak oczywiście też bardzo chciał się bawić z Szafirkiem, Szafir natomiast omijał go szerokim łukiem i na każdą próbę zbliżenia się salwował się ucieczką. Wystarczyło aby Avis tylko chciał przejść obok, a staruszek już zrywał się na równe nogi z przerażeniem w oczach... Było mi go bardzo szkoda. Młody w ogóle nie miał szacunku do starego, a stary nie miał siły (ani takiego charakteru), żeby pokazać mu dosadnie, gdzie jego miejsce. Także cały czas musiałam pomagać staruszkowi i odganiać Avisa, pokazywać mu, że nie wolno Szafcia gryźć i zaczepiać. Najgorzej było na spacerach - początkowo nie dało się robić wspólnych, bo młody strasznie się na starszego nakręcał, chciał skakać po nim, gryźć itd. Ale stopniowo wdrażałam ich we wspólne spacerowanie i tutaj nie było pozytywnego wychowania... Kilka razy ze stanowczym "NIE!" ściągnęłam młodego za szmaty do parteru podczas tych "ataków" i podziałało. Potem już tylko "NIE" wystarczało, a z czasem przestał go zaczepiać.


Może z opisu to nie wygląda tak strasznie, ale na tamten czas, to wszystko złożone do kupy w jednym czasie - obawa przed zniszczeniem mebli (więc stały monitoring szczeniaka), pilnowanie by nie męczył Szafira, walka z gryzieniem i drapaniem nas (takim napastliwym), niewyspanie, sikanie jeden przez drugiego (zazwyczaj na panele!) itd. dało mi się we znaki. Byłam zmęczona i załamana tym, że nie potrafię sobie poradzić z pewnymi sprawami mimo, że wydawało mi się, że tyle wiem, że byłam przygotowana i (niby) świadoma na co się decyduję ;)

Przetrwałam to wszystko i kocham tego mojego krokodyla nad życie! Nadal lubi gryźć, a ja (niestety) lubię się z nim drażnić, jednakże wszystko jest już pod kontrolą, on stara się uważać na nacisk swoich szczęk, a ja w każdej chwili jestem w stanie przerwać zabawę jednym słowem "DOŚĆ". Większość też tego swojego uporczywego gryzienia zamienił na... uporczywe lizanie :P Ja myślę, że on jednak nie jest do końca normalny i ma nerwicę natręctw ;)

Puenta na koniec: "jeśli planujecie szczeniaka - przemyślcie to jeszcze kilka razy!" :D


19 stycznia 2015

Dlaczego holender?


Spotkałam się już z pytaniami tego typu, dlatego uznałam, że może i Was to interesuje.

Jak już zapewne wiecie Avis jest moim drugim psem, długo wyczekiwanym i wybranym w pełni świadomie i celowo. Na Szafirka też sporo czekałam, prosiłam i błagałam, ale wówczas chciałam po prostu mieć psa - obojętnie jakiego. W przypadku Avisa były już konkretne plany, były poszukiwania odpowiedniej rasy, która tym planom podoła - nie chciałam przypadku. Jasne, każdy pies, nawet w obrębie tej samej rasy, jest inny, ale prawdopodobieństwo trafienia w swoje oczekiwania jest większe aniżeli przy wyborze przypadkowego kundelka z ulicy.

Prawdę mówiąc moje oczekiwania nie były jakieś wielce wygórowane, ale zwyczajnie marzył mi się dla odmiany pies rasowy, pies nastawiony na pracę z człowiekiem, pies będący bliżej i bardziej. Żeby było jasne, Szafira kocham nad życie i jestem z nim mocno związana, ale jakby... nie do końca czułam JEGO przywiązanie do mnie ;) Teraz widzę, że on jest bardzo za mną, tylko nadal nie mam pewności czy faktycznie za MNĄ, czy raczej za smakołykami, które noszę.

Avis jest inny, jak przysłowiowy pies - bezinteresowny, przywiązany, chce być blisko człowieka nie tylko wtedy i nie tylko dlatego, że ma coś smacznego ;) Przymilny, uwielbia pieszczoty i głupoty. Wymaga też większej uwagi oraz zawsze musi być w centrum zamieszania. Kocha wszystkich i wszystko - to przyjaciel całego świata.

Avinia wybierałam do sportu. Oczywiście przede wszystkim jest to pies rodzinny i do kochania, ale miał mieć też smykałkę do szkolenia, trochę popędów i szybkość. Dlatego też mimo, że przez wiele lat marzyłam o bulterierze, to finalnie padło na owczarka. Po głębszej analizie i rozpoznaniu tematu związanego z psimi sportami (głównie obedience) uznałam, że terrier typu bull to byłby strzał w kolano, a oczekiwania względem psa, nieadekwatne do jego predyspozycji, budziłyby więcej frustracji niż radości...Okazało się, że mój hienolek jest tak samo przymilny i momentami świrnięty, debilowaty, twardzielowaty, jak TTB mają w zwyczaju, ale do tego dużo bardziej posłuszny i grzeczny ;)

Zdecydowałam się na holendra, bo z opisów i opowiadań była to rasa podobna do owczarka belgijskiego malinois (a podobała mi się praca tych psów w sportach i ich sylwetka), ale jednak "prostsza w obsłudze". Miał to być pies z popędami, ale nie przesadnymi (gdyż nie czułam się przygotowana na totalnego świra), miał mieć tzw. wyłącznik, stabilny charakter (nie lękliwy, ani agresywny), nadawać się do życia w rodzinie jak normalny pies. Nie bez znaczenia było też to, że po
prostu wygląd OH (pręgowana maść) bardzo mi się spodobał.

Nie jest to rasa łatwa i Avis jako szczenię dał mi się we znaki solidnie, zrozumiałam, że to co wiem jest NICZYM i choć tyle czytałam, jeździłam na seminaria i nie był to mój pierwszy pies - czułam się jak żółtodziub, czasem kompletnie bezradna i zagubiona. A byłam przekonana, że wiem na co się decyduję ;) Jednak im dłużej mam Avisa, tym bardziej się przekonuję, że to był dobry wybór, i że to moja rasa. Jestem zakochana po uszy w tym psie, choć oczywiście może to tylko dlatego, że jest mój ;) Tak czy inaczej, gdybym miała wybierać jeszcze raz - dokonałabym tego samego wyboru.

18 stycznia 2015

Jak to się wszystko zaczęło?


Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy się cofnąć kilka lat wstecz i poznać trochę mnie i mojej historii ;)

Psami interesuję się odkąd pamiętam czyli od zawsze. Skąd się to wzięło - nie mam pojęcia, bo w domu psa nie było, był tylko u babci. O psa prosiłam kilka lat, aż się w końcu udało i trafił do nas Szafir. Jeszcze zanim miałam psa zaczęłam czytać książki o szkoleniu i o rasach - to mnie bardzo interesowało. Lubiłam uczyć Szafira różnych sztuczek i uwielbiałam poznawać nowe rasy, czytać o nich w gazetach i książkach, a jak nastała era internetu to przekopywałam najróżniejsze stronki www. Chłonęłam różne dziwne i długie nazwy ras jak gąbka (mimo, że nie umiałam ich prawidłowo przeczytać). Z czasem zaczęłam także odwiedzać wystawę w swoim własnym mieście tylko po to, aby oglądać psy i robić pamiątkowe zdjęcia ;)

Odkąd pamiętam interesowałam się najbardziej rasami mało znanymi, albo o nietuzinkowej urodzie. Uwielbiałam psy duże, masywne i "groźne". Jak tylko pierwszy raz zobaczyłam bulteriera, zawładnął mym sercem ;) I wiele, wiele lat marzyłam właśnie o bullu, namiętnie czytałam fora, miałam dwie książki o tej rasie, przeglądałam strony www, oglądałam ringi TTB na wystawach... już nawet szukałam odpowiedniej hodowli. W międzyczasie rozkochałam się w jeszcze jednej rasie - bardzo rzadkiej, pochodzącej z Azorów i poza nimi dość mało znanej - Cao de Fila de Sao Miguel. Jednakże sprowadzenie psa z wysp było dla mnie nieosiągalne, do tego mieszkanie w bloku raczej wyklucza posiadanie takiego psiaka ;) Dlatego Fila pozostał tylko w sferze marzeń, być może jakiejś odległej przyszłości, a miał być bull. I znów w międzyczasie zaczęłam wsiąkać w psie sporty, głównie w obedience, a obedience ciągle ewoluowało i stawało się coraz bardziej wymagające i trudne. I zaczęłam myśleć... Serce było przy bullu, a głowa mówiła, że to jednak chyba nie jest właściwy wybór. Ja lubię i ja wymagam, aby pies się słuchał... Ja chciałam, aby pies chciał być przy mnie i ze mną, a nie miał własny świat i swoje kredki (jak Szafciu). Chciałam psa, który będzie pojętny (Szafciu mnie rozpieścił szybkością uczenia się). Bałam się bullowych niszczycielskich zapędów o jakich się naczytałam. Bałam się terierowej upartości. Zaczęłam więc szukać rasy dla siebie.

Na jednym z psich for, których byłam użytkownikiem (akurat nie Polskie, a międzynarodowe) opisałam co chciałabym robić z przyszłym psem, jakie cechy chciałabym aby miał, jakie rasy mi się podobają itp. i co oni mogli by mi polecić. Zdania były różne, propozycje również, ale jedna z osób zaproponowała owczarka holenderskiego. Nie brałam go wcześniej za bardzo pod uwagę, bo w ogóle stroniłąm od owczarków wszelkiego typu, dopóki nie zrozumiałam, że to właśnie "owczarkowate" są w stanie spełnić moje wymagania. Kojarzyłam tylko, że holendry są pręgowane i to tyle. Sięgnęłam po jedną z książek, w której był krótki opis rasy i zdjęcie wszystkich trzech odmian. Opis krótki i lakoniczny, więc zasięgnęłam internetu i zaczęłam czytać, i oglądać. No i wpadłam. By dowiedzieć się więcej odnalazłam właścicieli "hienek" na Dogomanii (popularne forum o psach) i zaczęłam rozmawiać z jednym z nich. Teraz tym właścicielem, a właściwie właścicielką jest hodowczyni Avisa :) Rozmawiałam z nią mailowo jakieś 3 lata zanim hienolek trafił do nas. Po drodze ominął mnie pierwszy miot tej rasy w Polsce (jeszcze wówczas nie mogłam wziąć szczeniaka), ale czuję się niemal ciotką tych "maluchów", bo na bieżąco dostawałam ich zdjęcia i patrzyłam jak rosną :)  Przed kupnem własnej hieny pojechaliśmy z mężem do hodowcy, aby poznać te psy na żywo (sukę od której miałam wziąć szczeniaka i jej dwóch synów z pierwszego miotu), a jeszcze wcześniej poznaliśmy Eri biegającą agility i czeskiego psa na wystawie we Wrocławiu. Wakacje z holendrami minęły szybko, a chęć posiadania takiego psa nie wygasła i ponad pół roku później stałam się szczęśliwą posiadaczką małej hienki.

15 stycznia 2015

Post pierwszy


Pomysł na tego bloga powstał dawno, dawno temu. Miałam opisywać w nim okres dorastania i wychowywanie małego holendra (dla niewtajemniczonych - psa rasy owczarek holenderski). Jak wiele moich innych planów, pomysł ten spalił na panewce, trochę z braku czasu, trochę z lenistwa i trochę z ciągłego braku pomysłów na jego wygląd. W końcu dałam sobie spokój z myśleniem o wyglądzie, bo to przecież treści są w blogu najważniejsze! No i powstał... po roku. Szczeniaczek, o którym chciałam pisać skończył niedawno ROK i już nie bardzo szczeniaczka przypomina. Jak to szybko zleciało! Ale to nie znaczy, że nie ma i nie będzie o czym pisać. Nie chcę zmarnować kolejnego roku - tyle spraw (wzlotów i upadków) mogło zostać opisanych i dzięki temu zapamiętanych. Nadrobię tyle zaległości ile się da, ale na pewno część rzeczy zdążyło już bezpowrotnie opuścić mój sklerotyczny mózg. No trudno.

Mam nadzieję, że ktoś będzie chciał czytać te moje wypociny. Nie jestem najlepsza w pisaniu, ale mam nadzieję, że nie będzie też jakoś bardzo źle.

Do następnego!