6 stycznia 2016

Rok do roku i już są DWA!

Aż się wierzyć nie chce kiedy to zleciało i.... że tak długo nie pisałam! Ostatni raz naskrobałam post o roczku, a teraz? Minęły już dwa! Wstyd i hańba... no, ale co poradzić ;) Miał być post z filmikami, miał być nawet o agilitach, po naszym pierwszym seminarium z Marią Pajzderską... Byłam tak podjarana, filmik zmontowany, zdjęcia... I jedyne czego zabrakło to czasu i motywacji... No dobra, może tylko motywacji, albo kopniaka w doopsko, bo czas to tylko wymówka - przecież mamy czas na to, na co chcemy go mieć - prawda??
Rok 2015 zleciał szybko i jakoś tak... leniwie. No wstyd się przyznać, ale ani się za wiele nie udzielaliśmy, ani wiele do przodu chyba nie poszliśmy... przynajmniej nie tyle ile powinniśmy! Ja się chyba nigdy nie zmienię... ale obiecuję, że staram się i pracuję nad sobą... mam nadzieję, że w tym roku wreszcie ruszę się, zbieram motywację i nawet jesteśmy zapisani na treningowe zawody obedience - tak! Czas najwyższy...

Coś tam się jednak działo i czas przypomnieć sobie, jak wyglądał rok 2015.

Od ostatniego wpisu, jak już napomknęłam, braliśmy udział w seminarium z Marysią i skakaliśmy agilitki, byłam bardzo zadowolona z Aviska, bo bez doświadczenia praktycznie żadnego, robiliśmy naprawdę trudne sekwencje i nawet wychodziło (jak ja dobrze prowadziłam psa). Na agilitkach dobrze zrozumiałam, jak wiele zależy od przewodnika i jak wiele czynników wpływa na zachowanie psa. Jak bardzo czyta on mowę naszego ciała. To się niby wie... ale to trzeba przeżyć. Muszę się wieeele nauczyć, zwłaszcza panować nad swoim ciałem i umysłem. A dla takiego nieogara jak ja - nie jest to łatwe. Pieseczek taki mądrutki, a Pańcia? Ekhm... może obejrzyjcie filmik ;)

Co tu dużo gadać, byłam mega dumna ze smarka (z siebie mniej) i planowałam regularnie z Marysią trenować, bo była taka szansa u nas w szkole, ale niestety... Pewnego dnia na spacerze Avis przeciął sobie opuszek i to na tyle poważnie, że pojechaliśmy do weta i okazało się, że trzeba go zszyć... Szycie nie przebiegło dobrze, bo pies nie był wystarczająco "ogłuszony Jaśkiem" i przeżył to bardzo, bardzo dotkliwie... Na tyle, że był problem potem ze zmianą opatrunków (warczał i nie dawał sobie przy łapie grzebać), łapa goiła się strasznie dłuuugo, chyba ze trzy miesiące zanim się to wszystko faktycznie zasklepiło na amen. Avisek przestał lubić wetów i nawet zaszczepić się nie chciał dać (potrzebny był kaganiec i mocne trzymanie)... A wcześniej był takim bezproblemowym psem!

Po tej przerwie gdzie nie mogłam go za bardzo forsować odechciało mi się wszystkiego, motywacja spadła i byłam bliska rezygnacji z trenowania i startowania kiedykolwiek. Mimo to w poszukiwaniu tego co utraciłam pojechałam wraz z Agą w lipcu na seminarium obedience z Marią Brandel. Pooglądałam, popatrzyłam na psy i różne problemy, no każdy jakieś ma, każdy zmaga się z czymś innym, a jednak prą do przodu :) Może nie bezpośrednio po semi, ale jakoś w tak zwanym międzyczasie, niedawno, odzyskałam swoją motywację, odzyskałam wiarę w psa, po prostu zrozumiałam, że Avis jest świetny, a problem leży tylko i wyłącznie we mnie... I teraz czas na rozwiązywanie swoich problemów i mam nadzieję, że ten rok choć w jakimś sensie wreszcie będzie przełomowy. Potrzebujemy dużo pracy w rozproszeniach i muszę się wreszcie za to zabrać, bo to najbardziej kuleje. Avis jest bardzo nastawiony na środowisko, w nowych miejscach nie czuje się komfortowo, zwłaszcza na smyczy, inaczej jest, jeśli może biegać wolno, ale nie wszędzie przecież mogę psa spuścić...

We wrześniu nasza trenerka zorganizowała Psiomaniacki wyjazd nad jeziorko do Bronkowa - było dużo zabaw, konkursów z nagrodami i ognisko :) Startowaliśmy w Rally-Obedience wygrywając I miejsce, w agility (tu za duży chaos, żeby załapać się na podium) i bieg do przewodnika na czas wśród zabawek i smakołyków (chyba mieliśmy 2 albo 3 miejsce, ale nie pamiętam dokładnie) :) Avis na wyjeździe zachowywał się super i byłam z niego bardzo zadowolona. To właśnie po nim na nowo uwierzyłam w nasze możliwości.

Ale klimat wyjazdu najlepiej odda filmik:


Natomiast w październiku w Pastuszkowie odbył się I Zlot Holendrów z hodowli Per-Bene. Strasznie miło było zobaczyć znajome twarze i poznać na żywo tych, których znałam tylko z Facebook'a. No i zobaczyć na żywo Avisowe rodzeństwo! Było nas sporo, aczkolwiek nie wszyscy. Z miotu A zjawiło się (wraz z nami) 5 z 11 psiaków + 2 z poprzedniego i matka rodzicielka :) 

Od lewej: Avis, Amidala (w domu Cleo), Itske, Therru, Tara, Aziz, Arwena i Achaja ze swoimi człowiekami ;)

Motywem przewodnim Zlotu było oczywiście pasienie owiec - każdy zaliczył swój trening, niektórzy pierwszy raz w życiu. Niektóre psiaki były z początku trochę nieśmiałe do owiec, bo przecież ganianie zwierząt jest zabronione i karane ;) Ale każdy instynkt pasterski ma, jak na holendra przystało i radziły sobie super. Avisek w akcji poniżej:





I to jeszcze nie koniec wyjazdów. Wraz z ekipą BeSTeam'u (naszej grupy szkoleniowej)  braliśmy udział w kolejnym Psiomaniackim wypadzie - tak nam się spodobał wyjazd do Bronkowa, że postanowiliśmy zorganizować wspólnego Sylwestra! Pojechaliśmy do Wambierzyc, spacerowaliśmy po Parku Narodowym i byliśmy z psami w Błędnych Skałach :)





A gdzieś tam pomiędzy tym wszystkim zdarzało nam się socjalizować w mieście z Asią i Amiszką:


I trenować:


A teraz zobaczymy co przyniesie nam nowy rok. Czas rozpocząć poważniejsze przygotowania do zawodów, tych treningowych i pewnie jakiś oficjalnych - czas zaliczyć wreszcie "zerówkę"... albo PT1. Należałoby również pomyśleć o wystawach, mamy Młodzieżowego Championa Polski - czas postarać się o dorosłego i uprawnienia hodowlane :)